23 października 2007

Złe miłego początki

Ponieważ słońce już zaszło, mogę już nieco dzień pochwalić.

1. Przedmiot "Przetwarzanie Obrazów" po fatalnej pierwszej laborce, z której nic nie wyniosłem i nic nie zrozumiałem, zaczyna przedstawiać się coraz fajniej - dzisiaj było naprawdę fajnie i choć nie wszystko zdążyliśmy zrobić, przynajmniej rozumiemy treści zadań, potrafimy wypełnić ich cele oraz wiemy, czego szukać przy wyciąganiu wniosków.

2. Pogoda się poprawiła - nie było już tak zimno i nieprzyjemnie, i mniej siąpiło.

3. A na karaoke przyszły aż trzy osoby! (including me, of course) Jacob z Isią się w końcu zebrali i choć nie udało mi się wyciągnąć ich do śpiewania, to jest szansa, że jak poćwiczą w domu, to już za tydzień się uda. Kto wie, może za tydzień wreszcie zbierze się też Sim... Generalnie zapraszam wszystkich, bo w jedności siła itd. itp.

A skoro już przy karaoke jesteśmy, to małe podsumowanie:

Za pierwszym razem, na początku października, poszliśmy tylko z Xavexem. Zmęczyłem obecnych dwoma piosenkami Beatlesów ("Come Together" i "I Am The Walrus"), nieudanym wykonaniem "Land of Confusion" Genesis oraz "Tonacją" Comy w wykonaniu kościelnym (jak to podsumował Kuba, prowadzący imprezę ;) XaveX natomiast bardzo udanie zaśpiewał "Wish You Were Here" Floydów.

Tydzień temu, gdy po raz drugi odwiedziłem Fisher Pub, tym razem z Simem, który postanowił spróbować Lady Pank, z tym, że "Kryzysowa Narzeczona" okazała się kapryśna i nie chciała dobrze wyświetlać tekstu. Sim więc zadowolił się "Zawsze tam gdzie ty". Ja natomiast znów wyryczałem Comę (tym razem "Święta") i ponownie podwójną dawkę Beatlesów ("Taxman" i "Being for the Benefit of Mr Kite", skwitowane pytaniem "co oni palili?"* )

Wczoraj natomiast, prócz wciśniętej mi przez Kubę Comy ("Leszek Żukowski", dobrze, że w zeszłym tygodniu zapoznałem się z ich pierwszą płytą, bo to by była porażka) i niezbyt udanej "Sztuki Latania" Lady Pank (polubiłem ich niezmiernie ostatnio, a z tą piosenką mam bardzo miłe wspomnienia) uraczyłem trójkę obecnych Brytyjczyków (prócz Jacoba była jeszcze jakaś para z południa Anglii) ich narodowym zespołem, śpiewając ponownie "I am the Walrus" i "Maxwell's Silver Hammer", które się bardzo spodobało, a którego oni, jak się okazało, nie znali.

Na koniec więc sypnę garstką porad, wyniesionych z własnego doświadczenia, dotyczących karaoke:

Po pierwsze, nie ma żadnego odsłuchu, w związku z czym nie słyszy się samego siebie podczas śpiewania. Ja wiem, że trudno w to uwierzyć, ale naprawdę tak jest.
Po drugie, nie wystarczy myśleć, że się zna piosenkę. Trzeba ją naprawdę znać, żeby dobrze ją wykonać - przejechałem się na tym choćby przy Genesis czy Lady Pank.

Nie chcę bynajmniej nikogo zniechęcać, wręcz przeciwnie - przecież to tylko zabawa :) Mam nadzieję więc, że zobaczymy się już w następny wtorek w Fisher Pubie :)

------
* LSD, oczywiście^.
^ Wiem, że tego się nie paliło, to skrót myślowy.

Brak komentarzy: