01 lipca 2008

Klucz do Shyamalana

Pamiętam, jak kilka lat temu zbierałem ekipę do kina na "Osadę". Taczuk spytał, co to za film, więc mówię, "nowy Shyamalan". Spytał więc jeszcze raz, co to za film, więc mu znów odpowiedziałem, "nowy Shyamalan". Dla mnie to było całkowicie jasne. Ale nie jest takie dla wszystkich.

Ale tydzień temu zobaczyłem najnowszy film M. Nighta Shyamalana, "Zdarzenie", i w trakcie filmu mnie olśniło, co właściwie to, że film jest Shyamalana, znaczy. Albo raczej – co się za tym kryje.

Uwaga – dalszy ciąg notki może zawierać pomniejsze spoilery dotyczące poprzednich filmów M. Nighta S.! Tylko pomniejsze, ale jednak spoilery, ostrzegam lojalnie!

Cechy kina Shyamalana można wymienić od ręki: powolne tempo, długaśne ujęcia, bardzo powolna praca kamery. Wszystko to buduje nastrój grozy i suspensu w najlepszej hitchcockowskiej tradycji – naprawdę, uważam tego indyjskiego reżysera za kontynuatora myśli i stylu mistrza suspensu (plus taki mały smaczek – Shyamalan pojawia się choćby w najmniejszej rólce w każdym swoim filmie, zupełnie jak Hitchcock – i od razu mały konkurs: kto mi powie w komentarzu, gdzie Shyamalan pojawia się w "Osadzie", dostanie cukierka ;) Ale to wszystko styl, którego świadomy byłem od dawna. "Zdarzenie" zwróciło jednak moją uwagę na coś jeszcze, z czego sobie wcześniej nie zdawałem sprawy.

Popatrzmy na jego dotychczasowy dobytek: chłopaczek z "Szóstego Zmysłu" widział duchy; Bruce Willis w "Niezniszczalnym" był, no, niezniszczalny; z "Znakach" na ludzi polowali kosmici, a tytułowa "Kobieta w błękitnej wodzie" pochodziła z tajemniczej krainy istot podwodnych. Wreszcie mamy "Zdarzenie", o którym nie będę mówił, co się w nim dzieje, żeby nie psuć zabawy.

Do czego jednak zmierzam – w rozmaitych innych filmach o zombie mamy pokazane, skąd ci zombie się wzięli; w filmach o superbohaterach mamy ugryzienia zmutowanych pająków, nadnaturalne zdolności z planety Krypton albo zgubne skutki promieniowania; w "Dniu Niepodległości" zwiedzamy dość dokładnie statki kosmicznych najeźdźców; w "Narni" albo "Moście do Terabithii" zwiedzamy jedną czy drugą magiczną krainę. A u Shyamalana nigdy nie dowiadujemy się, skąd się biorą wszystkie te niewytłumaczalne lub groźne zjawiska, którym muszą stawić czoła główni bohaterowie. Do końca nie wiemy i nigdy nie dowiemy się, po co kosmici atakowali ludzi, skąd pochodzi Story ani dlaczego właściwie mieszkańcy Osady zamieszkali w Osadzie. Dostaniemy szczątki informacji tu i ówdzie, ale nigdy nie dowiemy się wszystkiego. A najlepsze jest to, że wcale nie musimy.

Weźmy dla porównania taki "Sierociniec" albo "Labirynt Fauna" – obydwa filmy pełne były elementów nadprzyrodzonych (duchy, potwory), ale koniec końców wszystko zostało ukazane tak, że można zinterpretować je jako historie o ludziach z zaburzeniami postrzegania rzeczywistości. Potwory i duchy mogły być prawdziwe, ale mogły też istnieć tylko w wyobraźni Ofelii czy Laury. Tak więc są wydarzenia nietypowe, które zostały jednak wyjaśnione tak dokładnie, że można je przyjąć nawet bez konieczności nadzwyczajnego zawieszania niewiary.

A Shyamalan? To jest właśnie najpiękniejsze - jego to w ogóle nie obchodzi. Dla niego nie jest istotny cel kosmitów, pochodzenie kobiety w błękitnej wodzie, źródło szóstego zmysłu Osmenta albo niezniszczalności Willisa czy wreszcie natura tytułowego Zdarzenia. Dla niego ważne jest pokazanie, jak ludzie – prawdziwi, z krwi i kości – sobie z tymi niewyjaśnionymi okolicznościami radzą. Jak je przezwyciężają. Wbrew pozorom wszystkie filmy Shyamalana są filmami o ludziach. Nie o kosmitach, duchach czy potworach, ale o ludziach, którzy z tymi kosmitami, duchami czy potworami się stykają. Ludzie ci – tak samo, jak my, widzowie – nigdy nie poznają do końca natury owych wydarzeń, ale starają się – w zależności od sytuacji - je zwalczyć, przeżyć lub… pomóc. I to czyni ich ludźmi, a to właśnie Shyamalana interesuje najbardziej.

1 komentarz:

Bartek Wasielak pisze...

Ja wiem, gdzie się pojawił w "Osadzie"! Ale nie powiem:P A cukierka mogę przekazać na cele charytatywne:)

PS Nie pamiętam dokładnie - czy było wtedy widać jego twarz?