24 lipca 2008

Muzyczne polowanie – część II: Pendragon & Porcupine Tree

No i tak wyszło, że druga część opisu mojego polowania pojawia się po blisko trzech tygodniach...

***

Pendragon "The Masquerade Overture", najlepsza płyta brytyjskiego neo-progresywnego kwartetu. Dużym zaskoczeniem było dla mnie znalezienie jej w Music Cornerze i to w świetnej cenie (32 zł), a drugą dobrą wiadomością jest to, że obok leżała inna płyta Pendragona – też bardzo dobra "The World" z 1991 roku. Pendragona poznałem dzięki Xavowi, który podrzucił mi właśnie "The World" oraz ich debiutancka płytę "The Jewel"
– pokochałem jej surowe, rockowe brzmienie (posłuchajcie sobie "Fly High Fall Far"), mam do niej ogromny sentyment, a jej zremasterowane wydanie z 2006 roku kupiłem na Amazonie dwa lata temu. "Maskaradę" z kolei poznałem dzięki Izuchen, której ojciec jest prawdziwym melomanem i dzięki któremu uzupełniłem kilka płytografii, między innymi właśnie Pendragona. "Maskarada" porywa monumentalnymi utworami – po otwierającym, tytułowym operowym wstępie napotykamy kilka takich właśnie potężnych utworów: jest "As Good As Gold", jest trzynastominutowy "Master of Illusion" i jest najgenialniejszy utwór Pendragona w całej ich twórczości – genialny "Guardian of my Soul". Ale to nie koniec, bo pomiędzy nimi znajdowało się jeszcze jedno arcydzieło – przepiękny utwór "Paintbox" z bardzo bliskim mi tekstem.

Wersja od Izy miała też kilka bonusowych utworów – dwa utwory w wersjach singlowych oraz dwie prawdziwe perełki: piękny, akustyczny i klimatyczny utwór "King of the Castle", będący niejako kontynuacją utworu "The Shadow" z tej samej płyty, oraz "Schizo", utwór napisany przez Pendragona specjalnie na składankę "Tribute to Pink Floyd", bo tematycznie bliska jest właśnie Floydom (opowiada o schizofrenii), a muzycznie niedaleko jej do "Learning to Fly" z płyty "A Momentary Lapse of Reason".

Wersja, którą sobie kupiłem, posiada niestety trochę inne bonusy – zamiast czterech wspomnianych utworów posiada trzy inne: "Bird of Paradise", "Midnight Running" i "A Million Miles Away", które pierwotnie znalazły się na EPie "As Good As Gold" obok tytułowego utworu. Trochę szkoda mi małych arcydzieł, jakimi były "Schizo" i "King of the Castle", ale ten EP zawsze bardzo mi się podobał, więc nie żałuję.

***

Chciałem czymś dopełnić zakupy do jakiejś okrągłej sumki, więc poszperałem jeszcze trochę po dziale muzyki zagranicznej i mój wybór padł na płytę Porcupine Tree "Voyage 34". Jeżozwierze są jednym z najlepszych współczesnych zespołów, a Steven Wilson jest nieprzyzwoicie wręcz płodny i kreatywny – poza Porkami kieruje też projektami muzycznymi Blackfield czy No Man, a także gościnnie występuje u Marilliona, Fisha, Dream Theater czy O.S.I. Porcupine Tree mają jednak problem taki (a raczej to ja mam z nimi problem taki), że każda ich płyta niesamowicie mi się podoba, ale mniej więcej w połowie – uwielbiam pierwszych pięć utworów z "In Absentia", pierwszych pięć z "Lightbulb Sun" czy trzy rozsiane na "Stupid Dream", ale żadna mnie nie porywa jakoś w całości. No, może poza "The Sky Moves Sideways", nagranej najwyraźniej bardzo pod wpływem "Wish You Were Here" (zresztą Wilson czerpie z Floydów garściami, czego "V34" jest też znakomitym przykładem).

A przynajmniej było tak, dopóki nie usłyszałem ich wczesnej płyty "Voyage 34". Album ten instrumentalny składa się z czterech kilkunastominutowych utworów, a opowiada generalnie o LSD – pierwsze dwa opowiadają o trzydziestym czwartym tripie Briana, który – w przeciwieństwie do poprzednich – poszedł nie tak, jak trzeba, a pozostałe dwa przedstawiają rozważania o LSD ogólnie. A dla słuchacza jest to fantastyczna godzinna podróż z rewelacyjną, porywającą muzyką, która, choć miejscami niepokojąca, jednak nie skończy się tak, jak trzydziesta czwarta podróż Briana.

A wydanie, które sobie kupiłem (digipack), zawiera zupełnie nową, bardzo ładną szatę graficzną i książeczkę poglądową o tym, jak należy sobie dawkować Porcupine Tree. Znajduje się w nim zapis wszystkich wypowiedzi, jakie pojawiają się na płycie (jest instrumentalna, ale okraszona narracją i komentarzami), zilustrowanymi naprawdę niesamowitymi zdjęciami. Całą płytę natomiast polecam jako muzyczną ilustrację do lektury "Transmigracji Timothy'ego Archera", ostatniej książki Dicka.

***

Jak widać, Music Corner naprawdę potrafi zaopatrzyć w kilka świetnych zdobyczy w świetnych cenach. Biegnijcie więc czym prędzej, zanim go przeniosą nie wiadomo gdzie :)

Brak komentarzy: