13 grudnia 2007

Zamordowana zupa

Mój ojciec dzisiaj przypalił zupę. Ale to naprawdę solidnie przypalił - tak z koniecznością wietrzenia domu i obskrobywaniem garnka. Naprawdę, nawet mnie się to nigdy nie zdarzyło - najbliżej czegoś takiego byłem tylko raz, gdy przy gotowaniu ryżu woda mi wyparowała lub wsiąkła do samego ryżu, i przez jakiś czas garnek był podgrzewany na sucho. Ale też wtedy nic się nie stało - ot, tylko trochę woreczek przywarł do dna. Ryż był cały i zdrowy. Nawet niezły.

Ojciec natomiast przeszedł samego siebie. Gdy byłem w WC, krzyknął mi przez drzwi, że podgrzewa zupę. Nie miałem specjalnie na nią ochoty, więc powiedziałem "OK" i po prostu poszedłem do pokoju.

Mniej więcej pół godziny później zacząłem się zastanawiać, co tak swądzi? Czyżbym znowu podpiął nie ten kabelek do nie tej dziurki, i właśnie mi się pali jakieś urządzenie? Ale nie był to zapach palonych podzespołów komputerowych (znam ten zapach, aż za dobrze, niestety). Chwilę podumałem, aż wreszcie olśniło mnie, że to może mieć jakiś związek z zupą taty...

Pobiegłem do kuchni, zobaczyć, co się dzieje, i nic nie zobaczyłem - z powodu dymu, który wypełniał cały przedpokój. Można sobie wyobrazić, jak gęsto było w powietrzu, jeśli się weźmie pod uwagę, że od kuchni do mojego pokoju dzieliły mnie dwie pary zamkniętych drzwi, a ja i tak wyczułem, że coś się dzieje. Tego, co się natomiast działo w garnku, nie można już sobie wyobrazić - pola Pelennoru po ostatniej bitwie Wojny o Pierścień nie wyglądały tak strasznie. Dobrą chwilę (po wyniesieniu garnka na podwórko i otwarciu wszystkich okien na oścież) zajęło mi wydedukowanie, co w ogóle w tym garnku umarło w tak straszny sposób. Zacząłem podejrzewać tatę o próbę odgrzania drugiego dania, ale chwila dedukcji doprowadziła mnie jednak do wniosku, że musiała to być zupa. Co ciekawe, tej zupy w tym garnku było naprawdę sporo...

Nic nawet ojcu nie mówiłem - wiedziałem, że jak wróci mama, to mu się dostanie wystarczająco. A garnek został bohatersko wyczyszczony, oskrobany i doprowadzony spowrotem do stanu użyteczności przez dziadka. Kryzys został zażegnany.

Ale było naprawdę zabawnie ;)

Brak komentarzy: