11 grudnia 2007

Thus ends the Web

Oto przyszedł Armagedon. Przewinął się przez mój pokój i zmienił jego oblicze na zawsze...

Z porządkami u mnie to jest tak, że a) bałaganiarz ze mnie okrutny oraz b) jeszcze okrutniejszy ze mnie leń. Kto choć raz przyszedł (niezapowiedziany) do mnie do domu, mógł sie o tym przekonać. Gdy ktoś się zapowiada, staram się zachować trochę pozorów, ale jak mi to wychodzi, to już wiedzą ci, co się zapowiadali - panował zwykle prowizoryczny porządek z gatunku "wrzuć wszystko pod łóżko".

Istnieją jednak takie chwile w życiu bałaganiarzolenia, jakim jestem, że natłok tego bajzlu przekracza ten punkt krytyczny. Zwykle zdarza się to w jakimś wolnym dniu (np. sobota), kiedy o w miarę wczesnej porze próbuję coś znaleźć i nie mogę albo też potykam się o zalegające na podłodze graty. Wtedy miarka się przebiera i następnych parę godzin spędzam na długim, systematycznym porządkowaniu wszystkiego, co Nie Na Swoim Miejscu. Łączy się to też ze ścieraniem kurzy (co robię NAPRAWDĘ rzadko, czego się ukryć nie da przed uważnymi gośćmi), ścieraniem starych plam po rozlanych herbatach i pepsi oraz odkurzaniem (co poza tymi okazjami jednak czasem mi się zdarza).

Czasem także przychodzi u mnie moment, kiedy porządkowanie tego, co Nie Na Swoim Miejscu, to za mało. Najczęściej jest to wtedy, gdy niektóre rzeczy po prostu nie mają Swojego Miejsca. Wtedy porządki idą o krok dalej, a ja poświęcam kilkanaście godzin na defragmentację pokoju. Łączy się ona z usunięciem z izby rzeczy, które tylko zajmują w niej miejsce, a nie są mi do niczego potrzebne, przeniesieniem innych rzeczy w inne miejsca w miarę sensownym porządku, oraz - wreszcie - wygospodarowaniem miejsca na to, co dotychczas swego miejsca nie miało. Takie gigantyczne defragmentacje miałem w swoim życiu (po przeprowadzce) trzy - w '98, gdy ostatecznie już wyrosłem z klocków LEGO (wciąż je jeszcze mam, tyle że w wielkim pudle w garażu), w '03 gdy poznałem Natalię oraz w '05, gdy oficjalnie skreśliłem gry komputerowe z listy głównych moich zainteresowań.

W sobotę natomiast stało się coś, co do tej pory jeszcze miejsca nie miało - punkt krytyczny przekroczyło nie tylko moje zniecierpliwienie walającymi się wszędzie rzeczami, ale także samym wyglądem i ustawieniem pokoju. Wkurzyło mnie, że wszędzie leżą, sterczą, kurzą się i zalegają rupiecie, z którymi zwyczajnie nie mogłem nic zrobić. Postanowiłem pociągnąć defragmentację o krok - duży krok - dalej. Postanowiłem pokój przemeblować. To już nie była defragmentacja, to była prawdziwa reinstalacja - z formatowaniem i zmianą systemu plików. Serio serio.

Zajęło mi to dużo czasu. Zacząłem w sobotnie popołudnie po powrocie wściekły z Carrefoura, w którym spędziłem 1,5h, skończyłem w niedzielę ok. 2 w nocy. Najpierw zamieniłem miejscem komputer z biurkiem, oddalając tym samym stolik komputerowy od okna oraz (czego nie przewidziałem) od wtyczki ethernetowej w ścianie, przez co byłem chwilowo odcięty od sieci, z czym jednak było mi bardzo dobrze, tylko musiałem sobie kupić dłuższy kabel ;) W ten sposób narożnik pokoju jest niby podobnie oddzielony od reszty pokoju, jak wcześniej, ale pracuje się na nim i przebywa dużo, dużo przyjemniej. Oczywiście wiązało się to także z reorganizacją sprzętu i okablowania komputera - także zmiany na lepsze.
Potem odwróciłem o 90 stopni łóżko, ustawiając je równolegle do okna. Tak samo postąpiłem z szafą. W ten sposób pierwszy raz w historii mojego pokoju uzyskałem dostęp do zachodniej ściany - nie pełny, ale jakiś. W ten także sposób jeden z foteli stracił swoje stałe miejsce i teraz stoi na środku pokoju, ale mimo wszystko, w jakiś przedziwny sposób, wizualnie jest w nim więcej miejsca...

Defragmentacji też nie brakło - szpeje, książki, płyty, filmy, kasety itd. itp. w komodzie, pod łóżkiem, w biurku i nieśmiertelnej meblościance uległy sensownemu i przemyślanemu podziałowi na sekcje - sekcja naukowa, komputerowa, filmowa stacja robocza, erpegowa, osobna i widoczna półka z pożyczankami - słowem, wszystko ma Swoje Nowe, Lepsze Miejsce. A barek wreszcie spełnia swoją przyrodzoną rolę ;) No, i wreszcie się zamyka...

Tak sobie od dwóch dni patrzę na ten pokój, pracuję w Narożniku Naukowo-Roboczym, śpię w nowo ustawionym łóżku, i zastanawiam się: czemu tak długo mi to zajęło? Czemu na to wcześniej nie wpadłem? Czemu dopiero teraz postanowiłem przemeblować pokój w ten optymalny sposób?
Cóż. Chyba nadszedł czas wielkich przemeblowań. Mam nadzieję, i proszę o modlitwę w tej sprawie, że na pokoju się nie skończy...

Co by było bardziej patetycznie, dorzucę jeszcze cytat z Marilliona:

I realise I hold the key to freedom,
I cannot let my life be ruled by threads
The time has come to make decisions,
The changes have to be made...

Czego życzę sobie i innym,
eXistenZ

2 komentarze:

Sojanka pisze...

Nieuświadomionych informuję, że Pan Bałaganiarzoleń i człowiek, który jest pedantem do tego stopnia, że przykrywa plasterek sera żółtego, żeby mu nie wystawał za kromkę chleba - TO TA SAMA OSOBA. Niewiarygodne.

eXistenZ pisze...

Ale to normalne jest, kocie - większość ludzi tak chyba ma, że w rzeczach, które ich interesują, maja idealny porządek (vide - moja filmoteka, mój folder z empetrójkami na dysku L albo Twoja półka z ksiązkami), a całą resztę traktuja z mniejszą lub większą nonszalancją (vide - no, cóż, mój pokój ;)