23 marca 2009

Światełko na horyzoncie

Co sądzicie o nowej płycie U2?

Pytam głównie fanów, szczególnie tych wierzących w Teorię Liczb Nieparzystych. Bo ja słyszałem kilka opinii – zarówno od moich znajomych, jak i od tych, co "sie znają" – że płyta jest przeciętna, że to odgrzewanie starych kawałków, że jadą po nazwisku i nic nowego nie odkrywają. Co by się ze wspomnianą teorią w sumie zgadzało, jako, że to płyta jest z numerem 12.

A ja sobie jej słucham i tak sobie myślę, że teoria jest błędna. To nie liczby nieparzyste są dla U2 szczęśliwe. Dla mnie stanowczo dużo szczęśliwsze są liczby podzielne przez trzy...

"War" (numer 3) jest płytą bardzo dobrą, rewelacyjną wręcz. Ma pewną irytującą cechę, mianowicie – wszystkie kawałki są na niej do siebie podobne, przez co nie można jej przesłuchać więcej, niż dwa-trzy razy pod rząd, ale otwierająca trójka – "Sunday Bloody Sunday", "Seconds" i "New Year's Day" – dosłownie powala na kolana, a ja wolę, jak utwory są podobne ale dobre, a nie podobne, ale kiepskie (jak na numerach 5 i 10, o czym za chwilę).

"Rattle and Hum" (numer 6) przesłuchałem ostatnio właśnie po to, żeby sobie teorię trójek udowodnić, i nie pomyliłem się – zaskakujące połączenie utworów koncertowych (w tym świetnych coverów klasyki Beatlesów i Dylana) z oryginalnymi nagraniami studyjnymi ("God Part II" i "Angel of Harlem"), mocna rzecz.

Wreszcie – "Pop" (numer 9), płyta wybitnie niedoceniana, nazwana przez Edge'a "najodleglejszą od U2 jak to tylko możliwe", niedopracowana i dokańczana w pośpiechu, co wyszło tylko na dobre tej JEDNEJ Z NAJLEPSZYCH, JEŚLI NIE NAJLEPSZEJ PŁYCIE, JAKĄ W ŻYCIU SŁYSZAŁEM (tak, mówię to ja, miłośnik wszystkiego, co progresywne i przeciwnik wszystkiego, co, no cóż, popowe). Arcydzieło, które nigdy mi się nie znudzi.

Tymczasem płyty "nieparzyste" – numer 7, "Achtung Baby", jest dobra, ale ja jednak bardzo się cieszę, że nie była pierwszą płytą U2, jaką poznałem. Była natomiast drugą (tzn. sięgnąłem po nią po tym, jak poznałem "Pop") i na długi czas pozostała ostatnią... Numer 5, "Joshua Tree" jest fatalna. To jest właśnie przykład płyty pełnej podobnych do siebie, mdłych i nudnych piosenek ("Where The Streets...", "With Or Without You" i "Still Haven't Found..." – do dziś nie potrafię ich od siebie odróżnić). Takie niestety jest to prawdziwe U2, które wiele osób zna i kocha, to U2, od którego odeszli jak najdalej, tworząc swoje (moim zdaniem) opus magnum. To samo, do którego po "Popie" wrócili kolejną tragiczną płytą "All That You Can't Leave Behind".

No i wreszcie przedostatnia, jedenasta, "How To Dismantle an Atomic Bomb"... NAPRAWDĘ dałem jej szansę. Niejedną. Słuchałem jej cały czas, przez kilka dni pod rząd, a jednak wszystko, co z niej pamiętam, to "Un, dos, tres, quatorze..." Kiepsko, jak na rockowy zespół.

Tymczasem – wbrew recenzjom, jakie czytałem, utwory z "No Line on the Horizon" nuciłem i podśpiewywałem już po jednym, dwóch przesłuchaniach. I to nie singlowe "Get On Your Boots", tylko piękne "Magnificent" czy tytułowy, otwierający kawałek. Właściwie, pierwszy singiel z płyty jest jego najsłabszą częścią, chyba dobrze, że go nigdy w radiu nie słyszałem. Poza nim jakoś nie mogę dostrzec na nim słabych punktów, za to bardzo często piosenki, które niby sobie lecą w tle, odrywają mnie od tego, co robię, i każą mi zerknąć, który to kawałek teraz leci.

I ja naprawdę nie wiem, jaka jest zawartość U2 w nowym U2. Nie wiem, na ile wrócili do korzeni, a na ile eksperymentują na swojej płycie. Piękny i wolny od maniery wokal Bono, gitara Edge'a w najlepszej formie – nie potrafię tego zrozumieć, bo przecież są to klasyczne elementy ich muzyki, których brak na "Popie" chyba mnie tak ujął, a obecność na innych płytach tak odrzuca – a jednak tutaj wydają się być w tak idealnych proporcjach, że ja po prostu nie mogę tej płyty przestać słuchać...

Dlatego pytam prawdziwych fanów (piszę bez ironii, naprawdę – wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że ja nie jestem fanem U2, ja ich właściwie nawet nie lubię) – jak to jest? Jest linia, czy nie ma linii na horyzoncie?

Brak komentarzy: