05 lipca 2009

Grecja – Bułgaria 6:1

Dobrze wybrałem – choć to nasz drugi dzień na Krecie, Ania wciąż powtarza mi to po kilka razy dziennie. Miejsce, w którym jesteśmy, jest naprawdę niesamowite i zeszłoroczna Ravda na bułgarskim Słonecznym Brzegu nie może się równać z Hersonissos, ok. 30 km od stolicy wyspy, Iraklionu.

Jedyny punkt, jaki zdobyła Bułgaria, to pokój, a właściwie sama łazienka, która tutaj jest mikroskopijna, a przez to wielce niewygodna. A prysznic jest stanowczo jednoosobowy. Cała reszta natomiast nas wciąż zachwyca – żwirowa plaża daleko przyjemniejsza jest od piaszczystej, gdzie porywany wiatrem piasek właził dosłownie wszędzie. Morze jest czystsze i dużo bardziej przejrzyste, a przez to – piękniejsze. Sama miejscowość jest od Ravdy znacznie większa, a promenada nadmorska pełna jest przyjemnych knajpek, z których wiele wystylizowanych jest pod poszczególne narodowości – mijaliśmy kilka Irish Pubów, pizzerii, barów skandynawskich, za to żadnej typowo polskiej budki z piwem. Żywieniowo w hotelu też wyszliśmy wspaniale, bo nie dość, że śniadania i obiadokolacje są w sensownych godzinach (18:30-21:30, a nie, jak rok temu, o 15:30), to jeszcze jedno i drugie jest w formie szwedzkiego stołu, a wybór jest naprawdę olbrzymi i bardzo zróżnicowany, z dużą domieszką lokalnego kolorytu – są, rzecz jasna, oliwki i arbuzy, są typowe greckie, słodkie jak ulepek, ale przepyszne desery, są świeże warzywa (śmieję się, że to jest miejsce, gdzie nawet pomidory są dobre) oraz bardzo dobre dania główne.

Pozytywnym – a przy tym dość zaskakującym po zeszłym roku - aspektem jest ogólnie niewielki odsetek Polaków. Kreta wydaje się być miejscowością, do której zjeżdżają ludzie z całego świata – na plaży, w hotelu i na promenadzie co rusz słyszymy języki skandynawskie, niemiecki, francuski, angielski, za to polskiego prawie w ogóle. Oprócz nas w hotelu nie wiem, czy jest więcej niż 10 Polaków. To fajnie, bo słyszałem przed wyjazdem głosy, że to pewnie będzie wycieczka jak wszystkie inne – hotel z basenem przy plaży, a w nim pełno nieokrzesanych Polaków. Na szczęście ci nieokrzesani, którzy lecieli z nami samolotem, wylądowali w innych hotelach i miejscowościach ;)

Nie byliśmy jeszcze poza Hersonissos, ale i tutaj jest na co popatrzeć – Grecy naprawdę dbają o swoje antyczne ruiny i potrafią je ciekawie wyeksponować, więc spacer po miejscowości może być bardzo interesujący.

A teraz popijamy sobie waniliowego szejka (ja) oraz mrożoną kawę (Ania), siedząc w jednej z knajpek na promenadzie (nie możemy się opalać, bo wczoraj się strasznie spiekliśmy i robimy sobie odpoczynek od słońca) i z tego uroczego miejsca wszystkich pozdrawiamy :)

Brak komentarzy: