12 sierpnia 2008

Wiatr buszujący w jęczmieniu

Dead Can Dance zawsze będzie przypominał mi wspaniałe czasy grania w RPG i fantastyczne sesje głównie Earthdawna, które to Mistrz Lewicki najczęściej ilustrował muzyką albo Theriona ("Crowning of Atlantis") albo właśnie tego nietypowego zespołu. A najbardziej – nietypowa składanka "A Passage In Time", która nie jest zwyczajnym thebestofem, ale subiektywną selekcją najbardziej reprezentatywnych utworów duetu Gerrard-Perry, i dlatego jest świetnym wyborem na początek, do zapoznania się z ich twórczością. Dodatkowym atutem są dwa utwory, które znalazły się tylko na tej płycie – instrumentalny "Bird" i arcygenialny "Spirit" – utwór, który zdarzało mi się puszczać sobie i zapętlać, i tak słuchać go w kółko na przykład przez cztery godziny. Najlepszy utwór DCD.

A ja wczoraj dostałem w prezencie przedurodzinowym od Mojej Lepszej Połówki ich opus magnum - "Into the Labyrinth". Płytę otwiera inspirowana aborygeńskimi tradycjami pieśń "Yulunga", rozpoczynająca się bardzo powoli, ale gdy już się rozwinie, słuchacza ogarnia pragnienie, by już się nie kończył. Wbrew tym pragnieniom utwór oczywiście zmierza ku zakończeniu, ale słuchaczowi jest to szybko wynagrodzone następującą po nim rewelacyjną, podobną do wspomnianego "Spirita", piosenką "The Ubiquitous Mr Lovegrove".

Po niej następuje moje tytułowe dla tej notki odkrycie – przepiękna, śpiewana a capella przez Lisę Gerrard irlandzka ballada. W tego typu balladach zakochałem się jakiś rok temu, gdy jeżdżąc po Irlandii słuchaliśmy tamtejszego radia i kilku podobnych utworów, tylko dodatkowo śpiewanych po celtycku, nie po angielsku. Kojarzycie scenę w "Powrocie Króla", gdy Pippin śpiewa dla stuarta Gondoru? To jest właśnie ten styl, ten klimat, ten nastrój. Taka jest też piosenka "The Wind that Shakes the Barley", a ja, mając płytę i teksty w ręku wreszcie wczytałem się w jej treść i doznałem olśnienia – piosenka opowiada o irlandzkim chłopcu, który żegna się z dziewczyną, bo wyrusza dołączyć do oddziałów walczących o niepodległość z brytyjskim okupantem. Dwa lata temu w kinach był film Kena Loacha z Cillianem Murphy o irlandzkich bojownikach o wolność, zatytułowany "Wiatr buszujący w jęczmieniu". Budziło to pewne skojarzenia, więc sprawdziłem – i faktycznie, Loach wziął tytuł właśnie z tej XIX-wiecznej ballady.

Kolejnym utworem jest singlowy "The Carnival is Over", okraszony bardzo ładnym, trochę chagallowskim teledyskiem (cyrk i te klimaty). Poza nimi na płycie znajduje się wiele utworów instrumentalnych (np. "The Spider's Stratagem", inspirowana filmem Bertolucciego, który z kolei powstał na podstawie opowiadania mistrza labiryntów, Jorge Luisa Borgesa) albo wokalnych, ale bez tekstu (np. "Saldek", tradycyjna melodia, którą można też usłyszeć choćby w utworze Sary Brightman "You Take My Breath Away" z płyty "Fly"). Na specjalną uwagę z płyty zasługuje też ostatnia piosenka – monumentalny, choć skromny w formie "How Fortunate the Man with None", oparty na poemacie Bertolda Brechta (ten sam tekst śpiewał na jednej z płyt, bodajże "Melodie Kurta Weilla", Kazik Staszewski, w utworze "Szczęśliwy kto uniknął jej"). Polecam wczytać się w tekst, opowiadający o przekleństwach jednostek wybitnych jak Salomon, Sokrates czy Cezar.

Całość jest porażająco piękna. Lisa Gerrard i Brendan Perry zebrali się kilka lat po zakończeniu działalności jako duet Dead Can Dance i nagrali jeszcze jedną płytę, nieco inną w stylu, niż wszystkie poprzednie, ale która okazała się ich największym osiągnięciem. A ja tą płytę od wczoraj mam na swojej półce :)

Brak komentarzy: