30 września 2009

To był dobry dzień

Kasia prowadzi bloga. Zaskoczyło mnie to, gdy się dowiedziałem, i rozbawiło – cynicznie/sarkastycznie pomyślałem sobie, że chyba ma za dużo roboty w domu, że aż zabiera się za prokrastynację tego formatu. Po lekturze kilku notek stwierdziłem jednak, że to fajne jest, co ona robi. Że w każdej notce na zakończenie dnia potrafi zawrzeć w niej wyciągnięte z doświadczeń tegoż dnia rzeczy pozytywne. Tyle mamy blogów, w których ludzie na wszystko narzekają (nie będę wskazywał palcem ;), wyrażają swoje niezadowolenie albo psioczą na wszystko, co się rusza (twierdząc jednocześnie, że wszystko się totalnie zlewa) – nie ukrywam, sam nie jestem bez winy i zdarza mi się nabluzgać na tych czy owych – że taki promyk nadziei, uśmiechu i czystej pogody ducha w blogosferze jest czymś wartym uwagi i docenienia.

Muszę też powiedzieć, że Kasi zazdroszczę. Najbardziej – determinacji. Nie w tym, żeby w problemach codzienności doszukiwać się pozytywów, bo wiem, że nie jest to wcale takie trudne – sam wyznaję filozofię Korbena Dallasa z "Piątego Elementu", że w każdej, nawet najgorszej sytuacji można doszukać się czegoś dobrego. Determinacji w tym, żeby codziennie wieczorem o tym napisać, oraz – co stanowi mój bardzo poważny problem – w owym pisaniu nie zagubić się w meandrach grafomanii, pisząc notki rozwlekłe, pompatyczne i zwyczajnie nudne.

Dlatego dzisiaj postanowiłem spróbować:

  1. Zjadłem najlepszy chyba obiad, jaki kiedykolwiek zabrałem do pracy – boef-strogonow (czy jak to się pisze), przyrządzony przez mamę Ani, nikt nie potrafi przyrządzić wołowiny tak, jak ona. Kawał szczęściarza ze mnie :)
  2. Kupiłem nowy "Film", który nie dość, że zawiera kilka bardzo ciekawie zapowiadających się artykułów (o mokumentach, o Google'u, o pop-pocieszaniu – na kanwie ekranizacji Coelho z Sarą Michelle Gellar, która wchodzi do kin za tydzień – oraz o tajemnicach polskiego rynku dystrybutorskiego), to jeszcze można go kupić w wersji z filmem, którym jest nic innego, jak arcydzieło Wellesa, "Obywatel Kane";
  3. Zamknąłem dwie story w pracy;
  4. Dostałem urlop na koniec października i kupiłem bilety do Malmo, do którego wtedy lecę;
  5. Dzisiejsze spotkanie Toastmasters bardzo się udało - mieliśmy jednego gościa, który wyszedł zadowolony i obiecał, że się pojawi za tydzień, Mikołaj przygotował kapitalne pytania, a temat speecha Magdy idealnie się zgrał z tematem spotkania;
  6. Czekają mnie jeszcze w październiku – poza wyjazdem do Szwecji – dwa, a może nawet trzy koncerty (Archive, Raz, Dwa, Trzy i, jeśli się uda, Lubelska Federacja Bardów w Tyńcu) oraz – mam nadzieję – spektakl "Skrzypek na Dachu".

Tak, to stanowczo był dobry dzień :)

1 komentarz:

Unknown pisze...

Ex, dzięki za ciepłe słowa. :)
Musze się dziś kopnąć w tyłek, bo 3 dni minęły bez posta, a dni były całkiem dobre!